Read 43: Nawet na mnie nie patrzy from the story Nienawidzę Cię by SharoonDaMoon (Mrs. Salvatore) with 39,457 reads. siatkówka, nienawiść, miłość. Rozdział spr
Jako dziecko wychowałem się na wsi. Mieszkałem razem z mamą babcią i dziadkiem. Moi rodzice są po rozwodzie. Ojciec podobno bił mnie jak byłem mały i taki powód podaje mama. Ja nie mogę stwierdzić, że to prawda, bo odkąd sięgnę pamięcią to on już z nami nie mieszkał, a byłem zbyt mały żeby to pamiętać. Ojciec odwiedzał mnie co dwa tygodnie w niedziele. Jako że nie mam rodzeństwa, zawsze bawiłem się sam. Czasami odwiedzała nas kuzynka, która jest rok starsza ode mnie i to tak naprawdę jedyna osoba, z którą raz na jakiś czas mogłem się pobawić. W wieku 6 lat przeprowadziłem się z mamą ze wsi do pewnej miejscowości, w której to znajdowała się szkoła podstawowa, do której od września zacząłem uczęszczać. Z pomocą mamy uczyłem się bardzo dobrze, chociaż byłem nieśmiały i zamknięty w sobie. Jako dziecko interesowały mnie mało przyziemne rzeczy. Kiedy większość chłopców interesowała się samochodami, sportem, ja wolałem czytać o zwierzętach, szczególnie o dinozaurach. Fascynowała mnie fantastyka i science-fiction – takie też filmy lubiłem oglądać najbardziej. Podczas trwania roku szkolnego nie wychodziłem nigdy pobawić się z kolegami. Po prostu bałem się gdzieś wyjść bez mamy. Podczas wakacji wyjeżdżaliśmy z mamą do dziadków i tam się sam bawiłem. W 3 klasie po raz ostatni odwiedził mnie mój ojciec. Do dziś nie mam z nim kontaktów. Moje spokojne życie zmieniło się w 4 klasie kiedy to pewna trójka chłopców zaczęła ze mnie publicznie kpić. Zaczęło się to na wf. Nie wiem dlaczego to robili, czy dlatego że byłem nieśmiały i skryty, czy dlatego, że z wf nie byłem zbyt dobry, a może śmieli się z mojego wyglądu. Nie chodzili oni do mojej klasy tylko do klasy równorzędnej. Kiedy spotykałem ich na boisku, czy na wf to wymyślali na mnie coraz to nowsze przezwiska. W 6 klasie dostałem swój pierwszy komputer i od tamtej pory gry komputerowe stały się moim jedynym hobby. Kiedy skończyłem podstawówkę, zacząłem chodzić do gimnazjum. Niefortunnie okazało się, że będę w klasie z tą trójką chłopców. W tedy zaczęło się piekło. Praktycznie dokuczali mi codziennie na każdej przerwie, a nawet na lekcjach jak tylko wydarzyła się okazja. Inni klasowicze, których nie znałem widząc to, również zaczęła się ze mnie nabijać. W efekcie nabijała się ze mnie prawie cała klasa, nowi koledzy i koleżanki wyrobili sobie o mnie opinie jako o popychadle i klasowej pierodle. Zacząłem być jeszcze bardziej wstydliwy. Zaczęły mi się intensywnie pocić ręce, zaczęło mi cuchnąć z ust, z nerwów ciężko mi było jeść. Zacząłem się również często czerwienić, szczególnie przy dziewczynach, które też mnie wyśmiewały. Wystarczy że jakaś się odwróciła, odezwała do mnie, bądź usiadła koło mnie to już robiłem się czerwony jak rak. Zacząłem się gorzej uczyć. W domu przestałem się uczyć. Mama już nie kontrolowała mojej nauki tak jak kiedyś. Żeby wyładować stres całe dnie grałem na komputerze. Najbardziej przeszkadzało mi w sobie to, że jestem nieśmiały i że nie mam o czym rozmawiać z innymi ludźmi. Przestała mnie nawet odwiedzać kuzynka, z którą bawiłem się jak byłem mały. Do tej pory nie wiem dlaczego. Taki stan rzeczy trwał, aż skończyłem gimnazjum. Kiedy dostałem się do pewnego liceum, myślałem, że moje życie się odmieni. Nowa szkoła, środowisko, koledzy pozwolą zapomnieć o tym wszystkim. Okazało się, że jest równie źle jak nie gorzej. Znowu znalazła się pewna osoba, która zaczęła ze mnie kpić. Wyszydzał mnie za mój wygląd, poruszanie się, za nieśmiałość i za to, że byłem zamknięty w sobie i nie miałem o czym rozmawiać z nimi. W efekcie znów stałem się obiektem kpin ze strony całej klasy. Uczyłem się tam jeszcze gorzej. Zacząłem często wagarować, kręciłem się bez sensu po mieście, albo jeździłem autobusem w kółko. Nie mogłem już wytrzymać. W końcu jakoś udało mi się skończyć liceum i zdać maturę. Dostałem się na studia. Okazało się, że ludzie na moim kierunku są bardzo w porządku i wreszcie zaznam spokoju. Teraz mogło by się wydawać, że już jest w porządku, ale paradoksalnie jest jeszcze gorzej. Większość ludzi na roku się nie znała. Z czasem zaczęli się poznawać i przyjaźnić. Wszyscy oprócz mnie. Wydaję mi się, że to przez to, że nie mam o czym z nimi rozmawiać. Chodzę bez przerwy smutny, nie potrafię się nawet uśmiechnąć. Wszyscy przyjaźnią się, rozmawiają odwiedzają się w akademikach, organizują prywatki, a nawet zawierają głębsze niż przyjaźń znajomości. Ja, chociaż początkowo byłem przez nich zapraszany np. na sylwestra, nigdy nie skorzystałem z tego, bo nigdy nie byłem na żadnej imprezie. To co mnie naprawdę boli to to, że nie potrafię się z nimi zaprzyjaźnić, a bardzo bym chciał, bo jestem bardzo samotny. Kiedy jestem przy nich czuje się jak piąte koło u wozu. Mam wrażenie, że nikogo nie obchodzę, bo o czym tu ze mną gadać. Rzygać mi się chce kiedy patrzę na to jak się śmieją i rozmawiają. Tak bardzo chciałbym być na ich miejscu. Chociaż wszyscy tam są dla mnie mili i uprzejmi to i tak mam wrażenie, że wyśmiewają mnie za plecami. Nie mogę tego potwierdzić, bo niczego takiego nie słyszałem. Po prostu takie mam przeczucie. Wydaję mi się, że wszyscy ludzie czują do mnie niechęć. Takie uczucie towarzyszy mi wszędzie: w autobusie, w kościele, na ulicy, czy nawet w rodzinie. Wydaję mi się, że wszyscy się ze mnie nabijają. Nawet kiedy ktoś na ulicy na mnie patrzy, czy nawet uśmiecha to wydaję mi się, że kpią z mojego wyglądu, albo z czegoś innego. Z reguły jestem bardzo przygnębiony, ale wystarczy, że uda mi się z kimś nawiązać rozmowę, chociaż na 5 minut to jestem szczęśliwy jakby jakaś dziewczyna się ze mną umówiła. Teraz mam 20 lat, prawie 21. Jestem bardzo samotny. Nie mam żadnych kolegów, ani już tym bardziej przyjaciół, czy dziewczyny. Jedna koleżanka na roku bardzo mi się podoba, jest również nieśmiała, ale i tak nie mam odwagi do niej wystartować, bo i tak nie wiem o czym z nią rozmawiać, a zresztą która by chciała coś takiego jak ja? Mam bardzo niską somoocenę i tak naprawdę nienawidzę siebie i swojego życia. Chociaż nie jestem najgorszym studentem na roku to i tak mam wrażenie, że jestem najgorszy. Od 2010 roku zacząłem użalać się nad sobą. Wmawiam sobie, że jestem najbardziej beznadziejną osobą na świecie, że jestem głupi, brzydki i potwornie nudny, że nikt mnie polubi, nie pokocha i już do końca życia zawsze będę sam. Od niedawna zacząłem bić się po głowie ciężkimi przedmiotami. Prawie codziennie wieczorem mam taką chwilę, że przez ok. 2 godziny gnębię się i wmawiam sobie różne rzeczy. Jestem pewien, że za jakiś czas popełnię samobójstwo, bo moja samotność i pogłębiająca nienawiść do siebie mnie zniszczą. Na razie tego nie zrobię, ponieważ mieszkam z mamą i babcią (dziadek już nie żyje). Byłoby to bardzo egoistyczne, gdybym je tak zostawił. Babcia ma już prawie 80 lat, więc pewnie już długo nie pożyje, a moja mama ma wrodzoną wadę serca, oraz tętniaka w sercu, co też nie wróży długiego żywota. To moje najbliższe i jedyne osoby, ale one i tak nic nie wiedzą o moich problemach i myślę, że nawet się nie domyślają, bo zawsze udaję, że wszystko jest w porządku. Jestem zbyt skryty, aby o tym powiedzieć. Wydaję mi się, że jestem taki bez charakteru. Zauważyłem, że większość chłopców czerpie wzorzec męskości od swoich ojców, a ja tak naprawdę go nigdy nie miałem. Nie wiem co to znaczy być mężczyzną. Mam problemy nawet z podejmowaniem decyzji. Jąkam się kiedy mówię. Moje życie to tak naprawdę nauka i dom i komputer. Z nikim się nie spotykam. Wolny czas spędzam w czterech ścianach w swoim pokoju przed komputerem. Nigdzie nie wychodzę, no chyba, że do sklepu czy dentysty itp. Nawet całe wakacje spędzam w pokoju i tak przez całe życie. Sylwester w tym roku, jak co roku spędziłem sam. Zamiast oglądać fajerwerki po prostu spałem. Nigdy nie byłem na imprezie. Nie umiem tańczyć (i nawet nie wyobrażam sobie, że mógłbym to zrobić - chyba spaliłbym się ze wstydu), nie byłem nigdy pijany i założę się, że niewielka ilość alkoholu by mnie upiła, a w rozmowie też jestem kiepski. Po prostu mam wrażenie, że prawdziwe życie przecieka mi między palcami, a ja nie potrafię nic z tym zrobić. Niczym się już właściwie nie interesuję, no może tylko grami komputerowymi i muzyką. Nawet nie wiem kim bym chciał w życiu zostać, ani jaki zawód wykonywać. Może po prostu nie chce być już tym kim jestem. Moim największym marzeniem jest obudzić się pewnego dnia jako inny człowiek. Chciałbym wszystko zacząć od nowa. Wiem, że to i tak się nigdy nie wydarzy, a nawet gdyby to i tak wszystko bym spieprzył. Nienawidzę swojego ojca. Kiedy sobie pomyśle, że jestem chociaż częściowo do niego podobny do ogarnia mnie wstyd i zażenowanie. Nie cierpię kiedy ktoś z rodziny mi mówi, że jestem do niego podobny. A to z wyglądu, a to z charakteru. Po prostu uważam, że to gnida i nieudacznik. Tak jak ja z resztą. Ciężko znaleźć mi motywację do nauki. Najczęściej wyobrażam sobie, że uczę się z kimś. Rozmawiam z tą osobą i razem się uczymy. Wiem, powinienem się leczyć. Nawet jak byłem mały to wyobrażałem sobie czasami, że się z kimś bawię. Tak, żeby było mniej samotno. W ogóle ja strasznie dużo myślę. Mam wrażenie, że życie toczy się w mojej głowie. Ja chyba myślę bez przerwy. W ogóle jestem bardzo bierną osobą. Moim zdaniem największym moim problemem jest to, że nie mam o czym rozmawiać z ludźmi. Niczym ciekawym się nie interesuję. W moim życiu nic się nie dzieję, nigdzie nie bywam, nie zwiedziłem żadnych ciekawych miejsc na świecie. Nigdy nie byłem za granicą, a najbardziej oddalone miejsce od mojego domu znajduje się z jakieś 300 km. W Polsce oczywiście. Nie mam żadnych ciekawych lub śmiesznych anegdot do opowiedzenia. Po prostu we mnie nie ma nic co mogłoby kogokolwiek zainteresować. Jeśli chodzi o moją wiarę to nie chcę wierzyć w Boga, choć wydaję mi się, że w niego wierzę. Chociaż sam nie wiem czy wierzę w niego, czy może w jakaś uosobioną formę rozpoznawania dobra i zła. Sumienie? Nie wiem nawet dlaczego nie chce w niego wierzyć. Może po prostu cały czas mam wrażenie, że ktoś patrzy mi na ręce kiedy robię coś złego. Nie wiem. Czuję do Boga złość. Czasami mam ochotę się do niego pomodlić, ale wiem, że to i tak nic nie da. Ja nawet nie wiem jak z nim rozmawiać. Nie wiem jaki ma sens wyklepywanie co chwilę tych głupich formułek – modlitw. Przecież on i tak tego nie słucha. A nawet gdy próbuję z nim rozmawiać jak z człowiekiem to i tak nie mam co liczyć, że mi pomoże, bo zwracam się do niego wtedy, gdy jest mi bardzo źle – a przecież powinienem to robić zawsze. W ogóle nie pojmuję jak można kochać kogoś kogo nie widać, z kim nie można porozmawiać, co najwyżej prowadzić monolog. Kiedyś ksiądz na mszy świętej powiedział, że Boga powinniśmy kochać bardziej niż jakakolwiek osobę na ziemi, np. mamę, żonę. Osoba, która tak go kocha chyba nie może być normalna. Nie wyobrażam sobie tego. Nawet przytoczył jakąś przypowieść o jakimś mężczyźnie, który to najbardziej na świecie kochał swoje dziecko. Potem to dziecko umarło, a ten mężczyzna cierpiał. Bóg zabrał mężczyźnie to dziecko, bo on kochał je bardziej od Boga. Ostatnio mam problemy z wypróżnianiem się. Mogę to robić tylko w domu. Kiedy jestem na wydziale to jestem tak zdenerwowany, że nie mogę się załatwić. Ani mocz, ani kał. Czasami jak mocno mi się chce to muszę wrócić do domu. Nie byłem z tym u lekarza. Zastanawiam się czy to może być objaw nerwicy – moja babcia ją ma. Piszę to wszystko chyba po to, bo mam ochotę się komuś wyżalić. Nie wiem czy po prostu powinienem się przestać użalać nad sobą bo to tylko młodzieńcze frustracje, czy to prawdziwy problem. Może powinienem się skupić na moich bliskich, a nie na sobie. Może jestem po prostu cholernym egoistą, który myśli tylko o sobie. A może powinienem pójść do psychologa, który wytrząsnął by mi te głupoty z głowy. Musiałbym o tym powiedzieć mamie. Nie wiem gdzie takiego dobrego psychologa w okolicy znaleźć. Wstydzę się do kogoś pójść i tak wyżalać. Znacznie łatwiej jest to napisać niż powiedzieć. Najgorsze jest to, że gdy czytam to co napisałem to to w najmniejszym stopniu nie oddaje tego co czuję. MĘŻCZYZNA, 21 LAT ponad rok temu
Co to znaczy, gdy facet unosi tylko jedną brew? Wiem, że podniesienie obu oznacza zainteresowanie, ale on podnosi tylko jedną. Za każdym razem, gdy go widzę, unosi brwi, jakby oceniająco, ale kiedy na mnie patrzy, unosi brew i lekko się uśmiecha.
zapytał(a) o 18:29 Uśmiecha się sam do siebie gdy patrzy na mnie i widzi, że ja patrze na niego! Już od pewnego czasu zauważyłam, że mój kolega z grupy się często na mnie patrzy, ja również się na niego patrzę od momentu gdy zauważyłam jego spojrzenia. Nie zaprzeczę, że mi się podoba i z przyjemnością patrzę na niego. Jest bardzo nieśmiały, cichy i małomówny na zajęciach go praktycznie nie słychać i sporadycznie rozmawia z dziewczynami. W tym tygodniu na zajęciach siedziałam za nim, chciałam aby się odwrócił, ale nic... jest za bardzo wstydliwy. Ale zawsze gdy widzę jak patrzy na mnie i on widzi, że ja patrzę uśmiecha się sam do siebie. Jak myślisz co jest grane? Czemu tak się zachowuje? Jedyna jego wada to to, że ma dziewczynę. Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 18:33 Podobasz mu się, zagadaj do niego ;D blocked odpowiedział(a) o 18:45 on cię kocha! nie widzisz tego? wy się kochacie a tamta jego dziewczyna pewnie nie zwraca na niego uwagi! powiedz mu że go lubisz i że jest ładny to...zobaczysz co się stanie! ja też mam tak samo tylko że ten chłopak nie ma dziewczyny i nie jest nieśmiały i na każdej lekcji na mnie patrzy a ja na niego! rozmawiam z nim a w poniedziałek 18 kwietnia 2011r. da mi przepis na zapiekanki których nie ma w sklepach! w pierwszej klasie szkoły podstawowej (bo teraz jestem w trzeciej klasie podstawowej) powiedział mi że mnie kocha ale potem w drugiej klasie to nie rozmawialiśmy ze sobą. dziś 15 kwietnia 2011r. był właśnie dzień zdrowego jedzenia i zrobił takie zapiekanki dlatego da mi przepis bo spróbowałam tej zapiekanki i właśnie dlatego w poniedziałek (18 kwietnia 2001r.) da mi na nie przepis! bardzo go lubię i on mnie też chyba lubi! mam nadzieję że już nigdy się nie pokłócimy! pozdrawiam! papa! miłego życia z... :) :) :) :) :) :) :) :) :) :) 008977 odpowiedział(a) o 00:13 Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Ma super ciało i patrzy na mnie w taki sposób, jak moja żona już dawno przestała patrzeć. Gdy patrzy, to wiem, że próbuje mnie rozgryźć. Gdy to zauważam odwraca wzrok. Muszę się mocno
– Wiesz, że on nawet latem, w największy upał, nosił wełnianą czapkę i grubą bluzę? Pewnie dlatego ja też czasem, gdy żar leje się z nieba, zakładam wyciągnięty, ciepły sweter. Zamykam oczy i przez krótką chwilę czuję, jak jego palce, przeplatają się z moimi. Idziemy razem wzdłuż plaży, wieje wiatr a szum morza brzmi jak „Love Street” Doors’ów. Bo jak śpiewał Jim Morrison, miłość jest mądra i wie co robić, ma bowiem mnie i jego. Nawet wtedy, gdy Mirek wraz z ostatnim biciem serca, przeniósł się już na inną ulice, w błękitnym mieście, po drugiej stronie lustra. Amanda z wykształcenia jest plastykiem, w środowisku chorych na mukowiscydozę jest znaną portrecistką, która szkicuje portrety chorych oraz ich rodzin. Jej życie natomiast ułożyło się tak, że od kilku lat pracuje w IGiCHP w Warszawie, jako opiekun medyczny. Tam zresztą poznała Mirka, w którym wcale nie zakochała się od pierwszego wejrzenia. Ale którego, kochać będzie już na zawsze. – Od razu go zauważyłam. Wysoki, męski, kompletnie nie jak „typowy mukol”. Długie włosy, piękne brązowe oczy, szerokie ramiona i męski głos. Wyglądał jak rasowy grungowiec, ciężko więc takiej fance Kurta Cobaina jaką jestem ja, było go nie zauważyć. Zagadywaliśmy czasem do siebie, wymienialiśmy uśmiechy i wtedy nawet przez myśl mi nie przyszło, że pomiędzy nami urodzi się tak silne i niezwykłe uczucie. Dopiero, po ponad roku. Był maj 2016, kiedy przyszedł na nasz oddział na przeleczenie. Ja w zasadzie nie lubię roślin i kwiatów. Tylko bzy. A on, stał wtedy na korytarzu i powiedział, że lubi ich zapach, patrząc przez okno na te, które rosły koło szpitala. To wtedy też zauważyłam, że on jakoś inaczej na mnie patrzy i to dla niego zresztą, zaczęłam się malować do pracy. A wcześniej tego nie robiłam. Rozmawialiśmy częściej a ja czułam, że rośnie we mnie uczucie, choć chyba jeszcze wtedy nie pojmowałam, że to nie jest zwykłe zauroczenie przystojnym i mądrym facetem. W dzień przed jego wyjściem, dałam mu serduszko wycięte z papieru i zapytałam, czy chciałby się ze mną spotkać, poza szpitalem. Od razu zaznaczył, że nie interesują go żadne związki ale mimo to, dałam mu swój numer telefonu. Wiesz, że nie zadzwonił przez 4 miesiące? Myślałam o nim, wspominając niezwykłego chłopaka, który lubił tę samą co ja muzykę i te same kwiaty. Aż się pojawił. A ja, zupełnie tracąc dla niego głowę i serce, pod pretekstem Dnia Chłopaka, pocałowałam go i wyznałam co czuję. W listopadzie, poznałam jego rodziców, a niedługo potem, Mirek zamieszkał ze mną i moimi synami, dziećmi z pierwszego małżeństwa. Bardzo mi pomagał, uczył moich chłopaków, ponieważ był zdolnym matematykiem. Wiedziałam, że pragnął mieć swoją rodzinę, bo jeszcze w szpitalu mówił, że zazdrości tego swojemu bratu. Mimo tego, że mukowiscydoza odbierała mu siły, cudownie zajmował się moimi synami, był dla nich przyjacielem i kompanem we wspólnych podróżach. Męczyło go nawet chodzenie ale i tak starał się pomagać nie tylko mi ale też swoim rodzicom. Gotował obiady, robił zakupy, sprzątał i odrabiał lekcje z moimi chłopakami. Jeździliśmy razem na imprezy kulturalne, chodziliśmy na spacery albo tańczyliśmy. Ja i on podpięty do rurki z tlenem. Bardzo chciał mieć dziecko, chociaż bał się, że je osieroci. A ja pragnęłam córki i kiedy okazało się, że jestem w ciąży, szalał z radości. I ze strachu. Obawialiśmy się przede wszystkim odziedziczenia choroby i dlatego zrobiłam badanie na nosicielstwo, choć już wtedy podjęliśmy decyzje, że urodzę nawet wtedy, gdy okazałoby się, że Julia ma mukowiscydozę. Zawsze marzyłam, żeby córka miała tak na imię a Mirkowi, bardzo się ono podobało. Oczywiście, że się martwiliśmy. Wiesz, Mirek nie był jedyną osobą z mukowiscydozą jaką znałam. Ze względu na swoją pracę, byłam z tą straszną chorobą obyta, wiedziałam jaki ma zazwyczaj przebieg, znałam ludzi, których zabrała. Ale przecież ty sama wiesz najlepiej, że miłość nie dzieli na zdrowych i chorych. A zasługuje na nią każdy człowiek. A może ten naznaczony chorobami, jeszcze bardziej? Bo już od pierwszych dni po diagnozie, zabiera mu się to, co w życiu najpotrzebniejsze. Poczucie wolności i bezpieczeństwa. Mój ukochany stanął na wysokości zadania, wyremontował mieszkanie i chodził ze mną do szkoły rodzenia. Ba! Był przy porodzie. Dbał, żeby niczego nam nie brakowało. Wiem, że gdyby tylko mógł, nosiłby mnie na rękach. Tak jak naszą maleńką córeczkę, do której przyjeżdżał codziennie na oddział, żeby ją kąpać i pielęgnować. Bo w domu nacieszył się nią tylko dwa tygodnie. Julka dostała zapalenia płuc, które skończyło się dla niej szpitalem. Dla mojego Mirka, niestety nie tylko tym. Przy zapaleniu płuc , dostał sepsy. Jeździłam do niego codziennie. Nasza córeczka, zostawała pod opieką mojej koleżanki. Większość czasu, był nieprzytomny. Ale gdy tylko odzyskiwał świadomość, pokazywałam mu zdjęcia Julci. Uśmiechał się, cieszył, że jestem. Puszczałam mu naszą ulubioną muzykę, opowiadałam różne historie, nawet wtedy, gdy tracił przytomność. On już wtedy, przed dniem gdy wezwałam karetkę, był bardzo słaby. Miał tragiczną saturację, nie miał sił sam wejść do wanny. Płakał i mówił, że czuję, że może niedługo umrzeć. Na OIOMie reanimowali go już we wstrząsie septycznym. Do samego końca wierzyłam, że uda się go uratować. Ty też wierzyłaś, prawda? Odszedł w moje urodziny. 11 lutego 2018 roku. Nasza Jula urodziła się o Ja przyszłam na świat o trzeciej nad ranem. Serce Mirka przestało bić o I choć możesz mi nie wierzyć, jego przepiękna twarz, zastygła w uśmiechu. Mirek zawsze mówił, że kiedy lepiej się czuję, to śni, że lata jak ptak. Po jego śmierci, zamówiłam mszę, w małym kościółku, w Srebrnej pod Łodzią. Nagle, zauważyłam ptaka, latającego pod sufitem. Widziałam też, że gdy siadał pod gzymsem, to jakby nas obserwował. Może to jego dusza? Może chciał mi przekazać, że jest już wolny. I choć tam, po drugiej stronie, to nadal przy mnie. Jula rozpoznaje tatę na zdjęciach. Pokazuje jej, nagrane przez niego filmiki. Jeszcze nie pyta, czemu go z nami nie ma. Kiedyś jej to wytłumaczę i opowiem, o niezwykłym chłopaku, który nucił jej do snu utwory Universu. I o tym, jak przy jednej z piosenek tego zespołu, wyznał mi miłość. Gdy kończyłam pisać tekst, podeszłam do okna. Patrzyłam jak wiatr przegania kolorowe liście. Pomyślałam wtedy, że pewnie każdego maja, gdy zaczynają kwitnąć bzy, Mirek bierze do ręki farbę. I maluję nią te kwiaty. Dla swojej Amandy. Wysłuchała Anika Zadylak
W okresie gdy zepsuła mi sie wyobraznia (która i tak była kiepska) jak juz pisałem mocno stresujacych sytuacji były dwie no i te parokrotne uderzenia sie w głowe. Podaje to, choc nie wiem co za tym stoi, czy uraz czy moze umysł "wyłaczył" wyobraznie z powodu ogromnego atresu. Nie wiem jak można stracić wyobraźnię.
Wyłup je, odetnij ją… Mt 5,29-30 Jezus powiedział do swoich uczniów: «Słyszeliście, że powiedziano: „Nie cudzołóż”. A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła. I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła. Powiedziano też: „Jeśli ktoś chce oddalić swoją żonę, niech jej da list rozwodowy”. A Ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę – poza wypadkiem nierządu – naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa». mam oczy, a nie widzę, mam uszy, a nie słyszę; często też wpadam w ogień i w wodę moje oczy wilgotnieją nieraz, ale nie od Twojej śliny, stąd też widzę niewyraźnie ani odcięta prawica, ani wyłupione oko nie uczyniły mnie lepszym tęsknię za Tobą. Ulituj się nade mną. Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić Jeśli nie slyszysz radia spróbuj inny strumień lub zewnętrzny player « ‹ 1 › » oceń artykuł
Tymczasem ja pewnego kolesia spotkałam w spożywczym :D nie znał mnie, przechodził obok, zwolnił, popatrzył mi prosto w oczy i posłał uśmiech :) teraz(co za zbieg okoliczności) chodzimy razem do klasy - na lekcjach patrzy na mnie, kiedy ja również sie spojrzę, odwraca wzrok. Pewnego razu patrzyliśmy tak na siebie dobre kilka minut.
z mężem jesteśmy razem od 10. mąż od zawsze uwielbiał kobiety. wkurza mnie jego stosunek do nich. ma kilka kolezanek z ktorymi wciąż pisze. szczególnie na nerwy działa mi wspolna kolezanka z pracy, bo pracujemy razem. kilkakrotnie zlapalam go na wypisywaniu seksualnych tekstow z nią i z innymi. pogodziłam sie ze taki ma charakter, ale wkurza mnie ta kolezanka, której opowiada
1Q2iVD. 227 482 428 351 47 412 217 479 261
patrzy na mnie gdy nie widze